Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich BIEG SIEDMIU SZCZYTÓW

Ta przygoda choć oficjalnie rozpoczęła się 16 lipca tuż po godzinie 17.00, tak naprawdę zaczęła się dużo wcześniej. To rok temu padł pomysł, by „dokończyć” to co wtedy się nie udało. Miesiące przygotowań, tygodnie planowania, by wszystko dopiąć na ostatni guzik, by nie pominąć żadnego szczegółu. Godz. 17.10 start – wszyscy w napięciu czekali na ten moment, emocje sięgały zenitu, lęk przeplatał się z ekscytacją. Ruszył…

To bieg inny niż wszystkie, w których dotychczas brał udział, tu nie ma miejsca na pośpiech, wszystko musi być jak było zaplanowane. Marcin Krupa – bo o nim mowa – pierwszych kilkadziesiąt kilometrów pokonał gładko, wszystko według planu. Tak minęła pierwsza noc biegu, po której przyszedł rześki poranek. Kolejne kilometry i kolejne „bazy” zdobyte, wszystko jak dotąd było dobrze. Popołudniowe godziny w piątek, 145 km i baza w Pasterce – to tego miejsca Marcin obawiał się najbardziej, bo tu rok temu przez kontuzję zakończył swoją przygodę z ultra. Załoga wspierająca nie pozwoliła jednak dopuścić do siebie czarnych myśli. Suport, jaki towarzyszył Marcinowi podczas biegu od samego początku, spisał się na medal.
Marcin na każdej bazie miał zapewnioną profesjonalną opiekę. Dbano o jego nogi, odzież, żywienie i szereg innych składników, które tworzyły całość. Najważniejsze jednak było wsparcie psychiczne, które fachowo otrzymywał na każdym etapie biegu – bez tego nic by się nie udało. Gdy zbliżał się 170 km, przyszedł pierwszy, poważny kryzys. Po takim czasie ciągłego biegu, w chłodzie i bez snu, to zupełnie normalne, byliśmy na to przygotowani. Po dłuższym odpoczynku Marcin ruszył dalej, w głowie tłukła mu się myśl „żeby dobiec chociaż do Słupca”, w którym mieszka. Udało się. Około godziny 22.30 dotarł do Słupca i ruszył dalej. Biegł już ponad dobę i jego motywacja sukcesywnie chyliła się ku dołowi, z powodu bólu i zmęczenia. Tu znów z pomocą przyszedł niezastąpiony suport, który ze wszystkich sił starał się „dmuchać w żagle”, by Marcin płynął dalej. Ruszył… Przed nim jeszcze cała noc i kilka poważnych kryzysów, spowodowanych wycieńczeniem organizmu i chwilowe utraty świadomości spowodowane brakiem snu. Noc na szczęście się skończyła, nastał poranek – niestety zimny i deszczowy. 25 kilometrów przed metą było naprawdę kiepsko, ale wtedy właśnie na Marcina drodze pojawił się – jak go wszyscy nazwaliśmy – „Anioł Stróż” w postaci Szymona, który dosłownie podniósł Marcina i ostatnie kilometry pokonali wspólnie, wspierając się po drodze.
UDAŁO SIĘ! To, po co w czwartek przyjechaliśmy do Lądka-Zdroju, Marcin zakończył w sobotę około południa, gdy własnymi siłami – po 42 godzinach bez snu – wbiegł na metę, pokonując morderczy dystans 240 km. Zajął 25 miejsce open. Ogromne gratulacje Marcin – cała Aktywna Nowa Ruda jest z Ciebie dumna. Zrobiłeś to, co udaje się tylko nielicznym.
Ogromne podziękowania dla wszystkich osób, które przyłożyły się do sukcesu, a w szczególności członkom ekipy, czyli niezastąpionemu suportowi: Krzysztof Kukuryk za profesjonalizm, Tomasz Biecuszek za transport, Justyna Leśniewska za pilnowanie żywienia i suplementacji oraz za wsparcie Markowi Z., Halinie, Markowi B., Sewerynowi, Agnieszce, Wioli.

Str. 23 w numerze 439 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym tutaj.



Numer 439
31 lipca – 6 sierpnia 2020 r.



POBIERZ ZA DARMO TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *