Metal, młoteczek i…

Anna Gonzales, noworudzianka, miała kilka pasji. Gdy wyjechała za granicę, odkryła jeszcze jedną, która przyćmiła poprzednie

Gdy była nastolatką, zbierała i kolekcjonowała znaczki. Do tej pory ma jeszcze kilka klaserów. Zajmowała się numizmatyką. Bardzo interesowała ją również geologia. Bardzo lubiła chodzić po górach. Zbierała i kolekcjonowała skamieliny, wszystkie miała posegregowane i opisane. Lubiła malować, chodziła na zajęcia plastyczne, pozalekcyjne, do dawnej harcówki w Nowej Rudzie. Ogrodnictwo, to też jej pasja.
– Z „odkryciem” nowej pasji, wiąże się zabawna historia. Było to około pięć lat temu. Zaczęło się od modeliny. Wyrabiałam z niej różne kształty, bawiąc się kolorami: kolczyki, wisiorki, itp. Lubiłam podglądać przyrodę i na podstawie tych obserwacji, tworzyć. W tym celu czasami robiłam zdjęcia. I właśnie wtedy, gdy robiłam zdjęcie kwiatków na klombie, znajomy zapytał się, co robię. Mówię, że zdjęcia kwiatków. On, nie ustępując, docieka dalej: „A po co ci to?”. Odpowiedziałam, że robię biżuterię, a te zdjęcia pomagają mi w podpatrywaniu. A on na to: „Moja żona, to jest prawdziwy „jubiler!” Zapytałam, co dokładnie robi, a on mi na to: „No wiesz, metal, młoteczek i pam, pam, pam!”. Później dowiedziałam się, że jest to dziedzina, która wymaga dużej wiedzy i umiejętności. Wyrabia się z metali, głównie szlachetnych, biżuterię. Zakres jest naprawdę ogromny. Ale przecież do wielu rzeczy można dojść małymi kroczkami. Skoro ona może, to czemu ja nie? – wspomina pasjonatka.

Zaczęła szukać w Internecie kursów jubilerskich. Chciała zapisać się na taki, który wprowadzi ją w tajniki tej sztuki od podstaw, krok po kroku. Znalazła, poszła na pierwsze spotkanie. Tam zobaczyła co jest potrzebne, jaki sprzęt, jakie materiały i co z tym się robi. Potem była na drugim, trzecim…
– Już po pierwszym spotkaniu wiedziałam, że to mi się bardzo podoba. Pomału poszerzałam zakres swojej wiedzy. Dowiadywałam się gdzie i jakie kupić narzędzia, w trakcie pracy sama stwierdzałam, jaki przyrząd jeszcze by mi się przydał. W ten sposób, w przeciągu kilku lat, powstał mój własny warsztacik-pracownia. Dużo wiadomości na temat mojego hobby wyszukiwałam w Internecie, kupowałam książki – opowiada moja rozmówczyni.

Pomysły czerpie głównie z przyrody, przyglądając się uważnie roślinom, owadom.
– Znajdę kwiatka, szyszkę, zabieram do domu. Znajdę nieżywego bąka, też go zabieram. Mam też książki z owadami. Jednak najchętniej tworzę, przyglądając się czemuś „na żywo”. Do swoich prac najczęściej używam srebra. Bywa tak, że długo nic nie tworzę, a innym razem siedzę nad swoim dziełem dniami i nocami, jak tylko czas mi pozwala. Nie jem, nie piję, nie śpię i mam sińce pod oczami… – śmieje się pani Ania. – Czasem jest tak, że siedzę dwa dni, coś tam dłubię, nie mając konkretnego pomysłu, ale jak w końcu przyjdzie, to jeden za drugim. Wtedy poświęcam temu cały mój wolny czas. Nie zawsze od razu wszystko wychodzi mi tak, jak chcę, ale jestem uparta i dotąd próbuję i zaczynam od nowa, aż wyjdzie takie, jakie ma być. Nie zawsze przychodzi mi to lekko – dodaje.

Jej celem jest cały czas rozwijać swoje umiejętności. Tajników w tej dziedzinie można uczyć się przez całe życie.
– A im więcej ich poznaję, tym więcej technik i możliwości otwiera się przede mną. To jest fascynujące. Na kursie dowiedziałam się, jak i czym się posługiwać, jak zacząć. Resztę muszę sama wziąć w swoje ręce. Muszę sama pracować i się doskonalić. Jeżeli ktoś robiłby to dla pieniędzy, nic by z tego nie wyszło. Jak oglądam biżuterię, która robiona jest z pasją, widzę, że to jest coś wyjątkowego. Można wyczuć wrażliwość artysty, który to wykonał, jego dzieło staje się arcydziełem – z błyskiem w oku mówi pasjonatka – Ja to robię z miłości, sprawia mi to wielką radość, niesamowicie mnie odstresowuje. Dziękuję Panu Bogu, że dał mi taki talent, że mnie wyróżnił, że pokazał mi, że coś potrafię, coś, co wnosi w moje życie tyle dobrego. Cieszy mnie, gdy jak coś zrobię, mogę kogoś obdarować. Przynosi mi to ogromną satysfakcję, że komuś się to podoba, że moja praca ma jakiś sens. Ta radość wypełnia mnie w środku i podnosi na duchu – wyznaje na koniec.
Elżbieta Mróz

Str. 11 w numerze 335 tygodnika „Noworudzianin” dostępny w archiwum.




Numer 335
22-28 czerwca 2018 r.

Pobierz tutaj (pdf)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *