Nowa Ruda, maj 2025.
Była noc, gdy pierwszy raz usłyszałem to cholerne stukanie.
Przyjechałem tu jako młody dokumentalista, przygotowując materiał o największej tragedii górniczej w historii Dolnego Śląska. Mijały dokładnie 84 lata od katastrofy w kopalni Ruben Grube. 186 ofiar. Oficjalnie. Bo nieoficjalnie… było ich 187. Angielski jeniec wojenny, Charles William Page, zniknął z papierów, ale nie z podziemi.
Mieszkałem tymczasowo w starej maszynowni, dziś częściowo zaadaptowanej na zaplecze muzealne. W nocy, kiedy wszystko milknie, stare ściany drżą od zimnych przeciągów, a korytarze wydają z siebie jęki, jakby same pamiętały krzyk zaginionych.
10 maja. 22:57.
Siedziałem przy biurku, przeglądając oryginalne schematy poziomów III i IV. Zgasło światło.
Zadrżały szyby w oknie.
Wtedy usłyszałem je po raz drugi.
Stuk. Stuk. Stuk.
Regularny, metaliczny dźwięk. Jakby ktoś walił kilofem o strop. Albo… o stalową tamę.
Zszedłem do najniższego poziomu muzeum. Tam, gdzie za szybą umieszczono replikę wyrobiska z 1941 roku. W półmroku majaczyły sylwetki manekinów górników – realistyczne, niemożliwe do odróżnienia od człowieka. A jednak… jeden z nich poruszył głową.
Poczułem, jak lodowaty pot spływa mi po karku.
Nie wiedziałem, czy to efekt zmęczenia, czy złudzenie. Ale wtedy spojrzałem na ścianę. Stary, zakurzony zegar z autentycznego posterunku górniczego stał się świadkiem dziwnego zjawiska – jego wskazówki obracały się wstecz. Zatrzymały się dokładnie o 22:59.
Minutę przed tragedią.
Drzwi za mną zatrzasnęły się z hukiem.
W ciszy słychać było tylko oddech. Ciężki. Nie mój.
Odwróciłem się powoli i wtedy go zobaczyłem.
Stał w cieniu, postać w brudnym kombinezonie górniczym, z lampą karbidową na hełmie, której płomień nie dawał światła. Nie miał oczu. Tylko ciemne puste jamy i twarz… obca, a zarazem ludzka. Jego mundur był oznaczony brytyjską flagą.
Nie był tylko duchem. Był pamięcią.
– „Nie zostawią mnie tu znowu… prawda?” – zapytał, a jego głos był jak szelest węgla.
Chciałem uciec. Krzyknąć. Cokolwiek. Ale podłoga pode mną pękła. Spadłem. Do wnętrza kopalni.
Nie wiem, jak to możliwe. Ale nagle byłem tam – na poziomie IV. Widziałem ich wszystkich. Setki mężczyzn z pożółkłymi twarzami, zastygłych w pozycjach, w jakich zastała ich śmierć. Z przerażeniem patrzyłem, jak wypełnia ich ciemność. Nie byli żywi. Ale nie byli też martwi. Tkwiąc między światami, wciąż czekali na ratunek.
I tylko jeden z nich – Anglik – wskazywał palcem na mnie.
– „Opowiedz naszą historię. Wszystkich. Nie tylko tych, których uznali za godnych…”
Obudziłem się następnego dnia na podłodze muzeum Dawna Kopalnia – Nowa Ruda. Byłem sam. Ale obok mnie leżała stara kartka papieru. Zżółknięta, pokryta węglowym pyłem. Na niej – nazwisko dopisane ręcznie, innym charakterem pisma:
187. Charles William.
Opowiadanie na podstawie relacji Marka Cybulskiego na jego fantastycznej stronie Nowa Ruda Neurode Tajemnice, zagadki, historia 😍
Cześć pamięci wszystkim poległym górnikom 🖤🖤🖤