Site icon Noworudzianin.pl

Radość tworzenia, to radość życia

Aleksandra Łacinnik, emerytowana nauczycielka z Ludwikowic Kłodzkich, kocha przyrodę, która ją otacza, krajobrazy. Uwielbia podróże

Wynika to nie tylko z jej charakteru, ale również z zawodu. Była nauczycielem geografii.
– Kochałam ten przedmiot. Dużo podróżowałam, ale najwięcej, kiedy przeszłam na emeryturę. Byłam w: Austrii, Słowacji, Słowenii, Hiszpanii, Andorze, Monako, we Francji, Niemczech, Włoszech, Chorwacji, Szwajcarii. Podróżowałam też po kraju, zdobyłam Czerwone Wierchy w Tatrach – wylicza moja rozmówczyni.
Podróże i przyroda, to wielka pasja i miłość pani Aleksandry, którą w pewnym stopniu zachowała w swoim ogrodzie. To jej oaza spokoju. Na tym nie kończą się pasje naszej bohaterki. Od dziecka zajmowała się robótkami ręcznymi.

– Moja babcia sama siała len, później wybielała go na słońcu. Płótno tkał już ktoś inny. Gotowe ozdabiała robiąc różne, piękne mereżki, w ten sposób powstawał piękny, lniany obrus. Dookoła obrusu wisiały frędzle. Po wypraniu i wykrochmaleniu, trzeba było je dokładnie wyczesać, żeby były puszyste – wspomina pasjonatka. – Pamiętam, że moja mama też zawsze coś własnoręcznie tworzyła, najczęściej dla nas, dla dzieci: pościel, beciki obszywane koronkami, kołnierzyki do szkoły. Wszystko to powstawało z potrzeby chwili, bo w sklepach takich rzeczy po prostu nie było. Z siostrą byłyśmy często obok mamy. Mama szyła, my też. Na początku szyłyśmy sobie lalki i ubranka dla lalek, później dla siebie, wszystko ręcznie. Na maszynie dopiero później. Początek naszych umiejętności, pasji, wiąże się z mamą, wspomnieniem o jej pracy, twórczości. Dla mnie to były podstawy – dodaje.
Z robótek ręcznych najbardziej lubi haft krzyżykowy i robótki na szydełku. Jej pierwsze prace, to chusteczki z batystu, ozdabiane delikatną koronką z cieniutkich nici.

– Nosiłyśmy je w torebkach, żeby było ślicznie. Z siostrą robiłyśmy rękawiczki z cieniutkich nici, do letnich sukienek. Z pamięci, bo gazet wtedy nie było. Gdy miałam dzieci, robiłam dla nich sweterki, falbanki dla córki, kapelusiki, spódniczki. Wszystko robiłam z wyobraźni. Taka to była twórczość. Dopiero później kupowałam gazety ze wzorami – opowiada pasjonatka.

Tworzy również haftem krzyżykowym, często miniaturowym: krajobrazy, budynki na tle krajobrazu, rośliny, zioła, ptaki. W czasie podróży, gdy spodoba się jej krajobraz czy architektura, po jakimś czasie jest to uwiecznione w wyhaftowanym obrazie… Zapamiętuje i tworzy z pamięci. Oczywiście są również obrazy, które powstały według schematów.

– Teraz tworzę dużo mniej, bo oczy bolą, ale kiedyś nie mogłam bez tego żyć. Do robótek chętniej zasiadam w czasie jesiennych i zimowych wieczorów. A latem… szkoda lata! Wtedy jestem w ogrodzie! – śmieje się pani Aleksandra – Pasje we mnie tkwią i na zawsze zostaną. Uważam, że jak już się jest w wieku trochę zaawansowanym, trzeba tworzyć różne rzeczy, ma się dużo czasu. Wtedy gdy tworzymy, nie mamy czasu na smutne przemyślenia. Uważam, że wszystkie robótki, to terapia na depresje, leków nie trzeba. Uwierzcie, że radość tworzenia, która istnieje w nas, to radość życia. Potrzeba chwili i chęć tworzenia, jeśli jest w nas, to dobrze. Jeśli ktoś to doceni, to nasze prace będą pamiątką dla tych, o których nie chcemy zapomnieć – dodaje z nostalgią.

– Jest jeszcze coś: lubię pisać wiersze. Całe swoje życie opisałam i zawarłam w zwrotkach. Np. czas spędzony z wnukiem na huśtawce, czy wizytę u koleżanki. Kartki okolicznościowe dla bliskich, są z życzeniami w formie wiersza, mojego autorstwa. Kiedyś miałam za zadanie opisać wierszem spotkanie literackie – zwierza się poetka. – Mam marzenie: chciałabym pojechać do Puszczy Niepołomickiej, pobyć też trochę na Mazurach, a za granicę, do Wielkiej Brytanii, a także zobaczyć fiordy norweskie – kończy pasjonatka.
Elżbieta Mróz

Str. 11 w numerze 333 tygodnika „Noworudzianin” dostępny w archiwum.




Numer 333
8-14 czerwca 2018 r.

Exit mobile version