Site icon Noworudzianin.pl

Najchętniej dla innych

Pasje Sylwii Maciejczyk „rodzą się” w zależności od sytuacji i potrzeb. Jeżeli zbliżają się święta lub inne okoliczności, albo po prostu pojawi się chęć zrobienia czegoś dla innych

Pani Sylwii sprawia ogromną radość to, gdy jej rękodzieła podobają się innym, gdy je chętnie przyjmują w prezencie.
– Tak było zawsze. Nawet jak robiłam swetry na drutach, kiedy chodziłam do szkoły. Byłam zachwycona, jak innym przypadały do gustu i chcieli również takie mieć. To było cudne – mówi pani Sylwia. – Wolę wydziergać coś dla innych, niż sobie. Zrobiłam na drutach sporo poszewek na poduszki, które znalazły „swoje domy” u znajomych. Mam z tego największą frajdę – dodaje z uśmiechem.
Umiejętności robienia na drutach, nabywała, będąc jeszcze w szkole podstawowej. Dużo wiedzy na ten temat przekazała jej „Ciocia Danuta robiąca swetry na drutach” i babcia, która również nauczyła ją posługiwać się szydełkiem. Zaczęła od ubranek dla lalek. Miała wtedy około 10 lat.
– Jedna z moich pierwszych prac, to była spódniczka dla lalki, robiona na drutach. Robótka w zamyśle miała być szalikiem, ale bez mojej kontroli ciągle się poszerzał… Później zrobiłam dla siebie szalik-komin. Do kompletu była opaska z warkocza. Następny był biały sweterek, z wydzierganą z przodu różą – wylicza moja rozmówczyni. – Chodziłam w nim, ale niestety, kiedyś, po wypraniu, chcąc przyspieszyć suszenie, położyłam go na piecyk… Wysechł szybko, ale na pamiątkę tego skończył z przypalonymi plecami – wspomina.
Na zajęciach w szkole średniej nauczyła się niełatwej sztuki szycia.
– To był pilotażowy rocznik Liceum Zawodowego w Bożkowie. Świetne liceum, które prowadząc zajęcia z różnych dziedzin, np.: żywienia rodziny, higieny, szycia, przygotowywało nas do życia, a było nas 34 dziewczęta w klasie. Wraz z pojawieniem się mojej córki, powróciły moje umiejętności z dzieciństwa i lat, kiedy miałam czas na młodzieńcze hobby. Chyba każdy, w latach szkolnych, próbował coś robić. Później często te nasze umiejętności „zasypiają”. Budzą się, gdy przyjdzie taka potrzeba. Możliwe, że sama bym do nich nie wróciła, jednak dzieci potrzebują od czasu do czasu czegoś do szkoły. Trzeba im pomóc, pokazać, zrobić coś razem. Wtedy przypomina się to, co umieliśmy robić kiedyś… – opowiada pasjonatka.
Bardzo miło wspomina studium Projektowania Architektonicznego, w którym oprócz wiedzy, musiała wykazać się zdolnościami manualnymi przygotowując wraz z koleżanką Renatą pracę dyplomową, którą był model piętrowego domu jednorodzinnego z poddaszem użytkowym, z możliwością rozłożenia każdego piętra w przekroju poziomym.
– Makieta ta wymagała bardzo dużo pracy, precyzji i cierpliwości. Dbałyśmy o każdy szczegół. Pracowałyśmy nad tym kilka miesięcy. Była to bardzo wymagająca praca manualna. Po tej szkole uzyskałyśmy tytuł technika-architekta. Uwielbiałam kreślić projekty techniczne. Umiejętności te przydały mi się, gdy zaczęłam pracować – przyznaje pasjonatka.
Przybywają także nowe umiejętności. Zaczęło się od przedszkola córki. Gdy chodziła do przedszkola, na pamiątkę ostatniego roku, a zarazem zbliżających się wtedy Świąt Wielkanocnych, każde dziecko z grupy, pani i siostry prowadzące przedszkole – dostali baranka z masy solnej, wykonane przez panią Sylwię i jej córkę.
– Bardzo lubię wyrabiać w masie solnej. Pomysły czerpię z Internetu. Moje rękodzieła powstają częściej w okresie jesienno-zimowym, kiedy są długie wieczory. Chętnie oddaję się moim pasjom, bardzo mnie to uspokaja, mogę się wyciszyć i wiele rzeczy przemyśleć – kończy Sylwia Maciejczyk.
Elżbieta Mróz

Str. 11 w numerze 323 tygodnika „Noworudzianin” dostępny w archiwum.




Numer 323
23-29 marca 2018 r.

Exit mobile version