Po drugiej stronie: Oswojone „déjà vu”

Właśnie mija dwa miesiące od dnia, gdy przyleciałem do Nowej Rudy. Ten powrót do rodzinnego miasta i ludzi był dla mnie – rzekłbym – spokojniejszy niż poprzedni, gdyby nie jeden szczegół. Coraz częściej miewam déjà vu. I nie, że występuje ono nagle czy trwa jedynie kilka sekund – to raczej ciąg pewnych zdarzeń, których finał łatwy jest do przewidzenia. Mam wrażenie, że powtarzają się pewne momenty z mojego życia, tylko sceneria, otoczenie, czasem osoby – są inne. Na szczęście jeszcze pozostaję (mam nadzieję) krytyczny wobec tego odczucia. Gorzej idzie mi z wytłumaczeniem sobie, że to, czego doświadczam, jest możliwe – dzieje się na moich oczach. Przykłady? – Proszę bardzo. Cztery lata wstecz, temat: termomodernizacja szpitala. „Szpital nowocześnieje. Zmodernizowana kotłownia i nowa instalacja CO (…), Na tym jednak nie koniec remontów” – tak zapowiadaliśmy wówczas w „Noworudzianinie” (opierając się na zapewnieniach decydentów), myśląc, że kolejnym krokiem będzie remont dachu szpitala. I co? Dzisiaj mamy cztery rekomendacje dla szpitala, a że dach dalej przecieka – no cóż.

Cztery lata temu, bohaterem mojego artykułu „Eksmisja na bruk” był Andrzej Ośmiana, którego teraz spotkałem przy okazji wizyty w noworudzkiej noclegowni. Nie powiem, by w jego życiu zbyt wiele się zmieniło przez ten czas (chociaż zapewne powinno) – nocuje tam, żyjąc z dnia na dzień. I tu moje déjà vu nieco odbiega od ścisłej definicji tego zjawiska, gdyż jestem w stanie podać, kiedy miało miejsce to wcześniejsze zdarzenie, ale sytuacja jest podobna. Kolejny przykład – zanieczyszczenie powietrza w Nowej Rudzie. Temat powraca na nasze łamy ze zdwojoną siłą, ale nowy nie jest. Wszyscy od lat wiemy czym oddychamy, a „nicnierobienie” z tym problemem stało się dla nas codziennością. Owszem, zjawisku temu towarzyszy aura niesamowitości, tajemniczości i pojawia się przekonanie o możliwości przewidzenia, co się za chwilę wydarzy, ale na tym koniec, gdyż nic się nie stanie. Przywykliśmy.

Czasem moje déjà vu dotyczy więc nie widoku pewnego, pojedynczego przedmiotu, budynku, ale człowieka, spotkanego po latach. Wracając z sobotniego meczu „Piasta” usłyszałem: „Dzień dobry, a ty co, ludzi nie poznajesz?”. Jasne, że poznałem, byłem jednak zamyślony – nawet nie nad przebiegiem piłkarskiego spotkania, bo rezultat mógł być „albo wte, albo we wte”, ale nad sposobem przeprowadzenia zbiórki na rehabilitację Marysi Kobak. Obyło się bez zbędnych fanfar. To zdrowy odruch. Tak po prostu – ludzie dali, na miarę swoich możliwości i – tak myślę – chociaż przez dłuższą chwilę było to dla niektórych nowe doświadczenie.

Déjà vu, cytując za słownikową definicją, „występuje z równą częstotliwością w różnych populacjach. W różnych badaniach uzyskano jednak wyniki niejednoznaczne. W zdecydowanej większości przypadków jest zjawiskiem występującym u osób zdrowych”. Powinienem to jeszcze przemyśleć.

Wojciech Grzybowski