Nieme diable na polskim tronie

Zanim zaczniemy opowieść o największym nieszczęściu jakie kiedykolwiek na Polskę spadło, nie od rzeczy będzie przypomnienie stosunków wewnętrznych jak i międzynarodowych w jakich znalazła się Rzeczpospolita na przełomie XVI i XVII wieku. Bunt Semena Nalewajki pokazał jak wielki i łatwopalny materiał zalegał na Ukrainie. Wystarczy śmiały Kozak który rzuci hasło i wnet ma pod swoimi sztandarami tysiące gotowych na wszystko mołojców. Po stłumieniu tego buntu można było wygnieść całą Kozaczyznę, albo jak radził hetman Stanisław Żółkiewski zachować Kozaków jako swoistą rezerwę wojskową na wszelki wypadek. Pierwsze rozwiązanie nie wchodziło w rachubę, bo siły państwa trzeba było kierować na Inflanty przeciwko Szwecji z którą półwieczne wojny zafundował Rzeczpospolitej Zygmunt III Waza. Na drugie rozwiązanie potrzebny był pełny skarbiec, bo Kozacy rejestrowi za Bóg zapłać służyć nie chcieli. Po śmierci Batorego zwolennicy Zamojskiego wybrali na króla Polski szwedzkiego królewicza Zygmunta Wazę, Jagiellona, chociaż po kądzieli (syn Katarzyny Jagiellonki, wnuk Zygmunta Starego), obóz Zborowskich ogłosił królem Maksymiliana Habsburga. Sprawę rozstrzygnął hetman Zamojski, który nie wpuścił Niemca do Krakowa, a potem rozgromił jego wojska pod Byczyną, zaś samego elekta i jego świtę „gościł” w Krasnymstawie w charakterze jeńca wojennego. Ta elekcja okazała się wyborem miedzy dżumą a cholerą. Wiadomo, że zgoda na Habsburga nie wchodziła w rachubę, wszak hasło „aż do gardeł naszych nie chcemy Niemca”, ciągle obowiązywało, ale wybór Szweda, aczkolwiek z Jagiellońskimi korzeniami, okazał się dla Rzeczpospolitej prawdziwym nieszczęściem. To „nieme diable” (albo „niema mara”) jak to króla nazwał Zamojski po pierwszym spotkaniu, ściągnął na Polskę ogrom nieszczęść. Swoją osobowością, otaczaniem się miernotami, karierowiczami i intrygantami, nigdy nie zdobył zaufania Polaków. Nawet jego pozytywne dla państwa pomysły budziły podejrzenia. Próby uporządkowania spraw skarbowych, wojskowych, administracyjnych, zawsze szlachcie pachniało dążeniem do zaprowadzenia absolutyzmu. Konszachtami z Habsburgami i frymarczeniem polską koroną dawał powody do podejrzeń. W paktach konwentach przyrzekł przyłączyć do Polski, należącą do Szwecji Estonię, chociaż ta Estonia była Rzeczpospolitej potrzebna jak zającowi dzwonek na polowaniu, stała się kością niezgody i powodem do wojen. Dokąd był królem Szwecji, po śmierci ojca, ani myślał o wywiązaniu się z tego zobowiązania. Dopiero jak jego stryj, Karol Sudermański, pozbawił go tronu szwedzkiego, spełnił Zygmunt III niepotrzebne żądania swoich wyborców i przyłączył Estonię do Polski, no i wojna ze Szwedem gotowa. Fakt, że Zygmunt III i jego dwaj synowie na polskim tronie (Władysław IV i Jan Kazimierz) tytułowali się królami: Szwedów Gotów i Wandalów, był doskonałym pretekstem dla królów Szwecji do wojen. Polsce absolutnie niepotrzebnych, Szwedom koniecznych, ponieważ w XVII wieku dążyli do opanowania wybrzeży Bałtyku, by zamienić morze w wewnętrzne szwedzkie jezioro (dominium Martis Baltici). Każdy uczeń w szkole podstawowej słyszał (jeżeli nie drzemał na tej lekcji) o świetnym zwycięstwie Jana Karola Chodkiewicza pod Kircholmem (3500 Polaków:14000 Szwedów), ale już nawet bardzo uważający mogli nie dostrzec, że po tym olśniewającym zwycięstwie Polaków to Szwedzi opanowali prawie wszystkie porty na południowym wybrzeżu Bałtyku i cła w nich pobierane wystarczyły królowi Szwecji, Gustawowi Adolfowi, na utrzymanie zaciężnej armii na terenie Niemiec podczas wojny trzydziestoletniej. Jedną z konsekwencji dynastycznej polityki Wazów była następna wojna polsko – szwedzka, znana jako potop w latach 1655-60, w wyniku której Polska nie tylko nie odzyskała Estonii, ale i straciła Inflanty, zdobycz Batorego w wojnach z Iwanem Groźnym.

Stanisław Łukasik

Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<