Skazani na wrogie sąsiedztwo

„Mamy przecież za sąsiada wrogiego Tatara, czyhającego na każdą sposobność do wojny, który nie sieje, nie zbiera, uczciwej pracy się nie ima, a żyje z łupu;” pisał w XVI wieku Andrzej Frycz Modrzewski. Z wrogim sąsiadem można próbować współpracować, bronić się przed nim albo go zgnieść. Charakter sąsiada dla którego rabowanie było podstawowym sposobem na utrzymanie nie dawał żadnej nadziei na współpracę. Rzeczpospolita dziesiątki razy zawierała „wieczyste pokoje” z Tatarami, a nawet sojusze przeciwko Moskwie i w miarę systematycznie płaciła haracz, zwany upominkami, ale to też nie chroniło ziem ruskich i ukrainnych przed najazdami tatarskich czambułów. Pozostała obrona. Pod koniec XV wieku Polska utworzyła tzw. obronę potoczną, czyli zaciężne oddziały wojskowe i zamki w Kamieńcu Podolskim, Barze, Trembowli. 5tys. zaprawionych w bojach żołnierzy pod dowództwem doświadczonych rotmistrzów, żeby wymienić: Bernard Pretwicz, Mikołaj Sieniawski, Hieronim Lanckoroński, Stefan Chmieleński, mogło zapewnić bezpieczeństwo kresów, a nawet stawić opór najazdowi całej ordy – gdyby. Gdyby Rzeczpospolita potrafiła rozwiązać problem finansów państwowych, to ani Turek, ani Tatar nie byliby groźni. Z owych planowanych 5 tys. trudno było utrzymać nawet połowę. Tak okrojone wojsko rzadko kiedy mogło powstrzymać bardzo szybkie, dysponujące znakomitym wywiadem, tatarskie czambuły. Wobec tego oddziały obrony potocznej „zasadzały się” na powracających Tatarów obciążonych łupami i jasyrem i wtedy najczęściej gromiły rabusiów uwalniając brańców. Podają historycy, że w wiekach XVI i XVII skuteczność takiej taktyki wynosiła około 45%. Pozostałe setki tysięcy uprowadzonych i pomordowanych obciąża konto Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Jeżeli dwa pierwsze sposoby zawiodły należało szukać rozwiązania trzeciego, a to proponował Joachim Strasz-Bej Ibrachim, wzięty w jasyr polski szlachcic, poturczeniec na służbie sułtańskiej, żywiący jednak dużą życzliwość dla pierwszej ojczyzny. Zalecał zdecydowane rozwiązania militarne odnośnie Tatarów „Polskę tak nikczemni trapią długo smardzi, Tatarowie i Moskwa odporu nie mając, stąd Turcy rozumieją, iż Polak jest zając. Ale gdybyście wy raz Tatarów skukłali znacznie, a męstwa swego ten znak pokazali, pewnie by Turcy do was, nie wy do nich o pokój słali” […]. Zatem rozprawa z poddanymi sułtana, bo przecież Tatarzy od roku 1475 podlegali Turcji, staje się warunkiem, aby Polacy odzyskali respekt wrogów. Łatwo powiedzieć, ale jeżeli Rzeczpospolita nie była w stanie utrzymać stałego wojska jakim była obrona potoczna zastąpiona a w drugiej połowie XVI wieku przez wojska kwarciane, na poziomie 5 – 6 tysięcy, to z czym było się porywać na ostateczne rozwiązanie kwestii tatarskiej. Proponowane przez Strasza znaczne „skukłanie” Tatarów mogło w konsekwencji doprowadzić do walnej rozprawy z Turcją, a ta w XVI i XVII wieku była potęgą. Wystarczy spojrzeć na mapę: całe Bałkany, część Węgier z Budą i Pesztem, Siedmiogród i Mołdawia należą do Osmanów. Obawa przed „absolutum dominium”, czyli władzą absolutną polskich władców była zasadniczą przyczyną mizerii militarnej mocarstwowej Rzeczpospolitej. Monarcha dysponujący silną armią, a 9 milionowe państwo było w stanie taką utrzymać, w opinii ówczesnej klasy politycznej, mógł zagrozić demokracji szlacheckiej i złotej wolności. Przyznać wypada, że trzej królowie z rodziny Wazów (Zygmunt III, Władysław IV i Jan Kazimierz), niestety takie ciągoty przejawiali. No i mamy kwadraturę koła: słabą władzę królewską, słabą armię i rosnących w siłę sąsiadów, a każdy z nich ma z Polską porachunki. Na domiar złego sąsiedzi potrafią tworzyć koalicje i solidarnie działać przeciwko Rzeczpospolitej. Wypadało godzić się na wrogie towarzystwo Tatarów, a od nich „wieczna sromotę”. Na próżno wołał Jan Kochanowski: Skujmy talerze na talary, skujmy, a żołnierzowi pieniądze gotujmy. Od wrogiego sąsiedztwa uwolnił Polskę car Piotr I, gdy w 1711 roku zagarnął stepy czarnomorskie, zaś problem Tatarów rozwiązała caryca Katarzyna II podbijając Krym. Ostateczne rozwiązanie zastosował Stalin deportując Tatarów na Syberię w roku 1944. Prawa Rosji do Krymu przypomniał Władymir Płatonowicz (chociaż oficjalnie Władymirowicz) posługując się „zielonymi ludzikami”.
Stanisław Łukasik

POZOSTAŁE FELIETONY STANISŁAWA ŁUKASIKA >TUTAJ<