„Nie będziesz zabijał” – na kamiennej tablicy ręką Pana wyryte prawo, które synom Izraela przyniósł Mojżesz. Lektura biblii daje odpowiedź, jak Żydzi przestrzegali boskie prawo, zdobywając ziemię obiecaną. Przez wieki na bitewnych polach chrześcijańskiej Europy unosiły się okrzyki: „W imię Boga, bij zabij!”. A przecież obowiązywało prawo – „Nie zabijaj”. Przez ponad 500 lat Święta Inkwizycja nawracała zagubione owieczki. Nie zawsze słowem, przykładem, ale na drodze śledztwa, stosując prawem przewidziane tortury. Historycy doliczają się kilkudziesięciu tysięcy ofiar tej instytucji. Wykonawcami wyroków była władza świecka. Heretycy wszelkich odcieni w konfrontacji z władzą świecką i kościelną byli skazani na porażkę.
Jednymi z pierwszych, którzy na siłę, odpowiedzieli siłą, byli czescy husyci, w pierwszej połowie XV wieku. Marcin Luter ogłaszając swoje tezy, a nauczony doświadczeniem Jana Husa, który na stosie zakończył swoje dzieło reformy Kościoła, obawiając się argumentów siły, poszukał patronów wśród niemieckich książąt. I tak zamiast dysput uczonych mężów, teologów, rozpoczęły się dyskusje przy pomocy armat, muszkietów i wszelkiego rodzaju broni siecznej. Takie dysputy niszczyły Europę przez prawie dwieście lat, a zabijali się wyznawcy Chrystusa, katolicy i protestanci głosząc – „piąte, nie zabijaj”.
Oczywistym jest, że panujący wykorzystywali różnice wyznaniowe dla załatwiania interesów politycznych. Najlepszym przykładem jest udział Francji, gdy jej polityką kierował kardynał Richelieu, w wojnach religijnych po stronie państw protestanckich, w sojuszu z Turcją. We Francji protestantów prześladowano z całą surowością, dla przykładu: noc św. Bartłomieja, czy dragonady Ludwika XIV.
Przyjrzyjmy się jak na tle krwawiącej Europy wyglądała Polska. Od czasu przyłączenia Rusi Halickiej w czasach Kazimierza Wielkiego, katoliccy Polacy nauczyli się żyć w jednym państwie z prawosławnymi Rusinami. Po unii z Litwą odsetek prawosławnych zdecydowanie się powiększył, a do tego doszli muzułmanie, za sprawą osiedlonych w Litwie Tatarów. Nowinki reformatorskie, zarówno husyckie, jak i luterańskie czy kalwińskie, również docierały nad Wisłę. Jeżeli do tego doliczymy Żydów, znajdujących w Polsce schronienie przed prześladowaniami, jakich doświadczali w innych państwach europejskich, to mamy niezłą mieszankę wybuchową. Do wybuchu jednak nie doszło, a to za sprawą ostatniego Jagiellona, który nie chciał być „królem sumień”, jak i szlachty. Po śmierci Zygmunta Augusta, sejm konwokacyjny (przygotowujący zasady wyboru króla), jako konfederacja warszawska, 28 stycznia 1573 roku uchwalił bezwarunkowy i wieczysty pokój między wszystkimi różniącymi się w wierze, zapewnił innowiercom równouprawnienie z katolikami i opiekę państwa. Kandydat na króla Polski musiał być katolikiem, ale był zobowiązany do przysięgi, że będzie przestrzegał zasady tolerancji religijnej.
Wielu historyków od dawna zaciekawia fenomenem polskiej tolerancji. Jedni uważają, że nie byliśmy ani zimni, ani gorący w sprawach religijnych. Byliśmy podobno letni i stąd nasze zasługi w dziedzinie tolerancji. Inni zaś twierdzą, że bez względu na motywy takich decyzji, to właśnie tolerancja, a nie unia z Litwą, czy zwycięstwo grunwaldzkie, rozsławia nas w całej Europie. Rzeczpospolita stała się azylem dla heretyków, dla ludzi prześladowanych z powodów wyznaniowych, krajem przyjaznym dla uchodźców.
Ten karnawał nie trwał długo. Gdy królem został wychowanek jezuitów, Zygmunt III, dla różnowierców zaczęły się schody. Droga na urzędy zamknięta, biskupi greckokatoliccy nie mają miejsca w senacie. Czyli zaczyna się to, co znamy z komuny – dobry fachowiec, ale bezpartyjny. Zaś w XVII wieku – zacny i zasłużony człowiek, ale nie katolik.
W roku 2003 tekst konfederacji warszawskiej wpisano na listę UNESCO, Pamięć Świata. Ten fakt zapewne docenią, a jako Polacy będą z tego dumni, ci którzy dosłownie przyjmują nakazane „nie będziesz zabijał”, albo „nie zabijaj”, a szczególnie, dla różnicy w wierze.