Krótkie rozważania o muzyce i statystycznych Polakach

Pewien niezwykle bliski mi swego czasu człowiek zwykł mawiać, że muzyka jest największym wynalazkiem ludzkości. Nie wiedzieć czemu, słowa te przypomniały mi się podczas kompletowania listy utworów, które umieściłem w telefonie. O preferencjach muzycznych pisałem w innym tekście, chciałbym jednak zatrzymać się przy artyście, którego biografia i twórczość są mi niezwykle bliskie – Jim Morrison, poeta i wokalista grupy The Doors. Krótkie, burzliwe 27-letnie życie opisane w licznych biografiach.
Osobiście posiadam bodaj siedem książek, w których dzieje życia Morrisona opisane są od w sposób niezwykle dokładny. Dlaczego wspominam akurat jego?
Mimo uwielbienia dla Doors’ów, nigdy nie uważałem Morrisona za wielkiego wokalistę. On sam niejednokrotnie wspominał: „Ja nie śpiewam, ja krzyczę”, jakby zdając sobie sprawę z dość ograniczonych możliwości głosowych.
Gdzie zatem szukać genezy mego uwielbienia dla Jamesa Douglasa Morrisona?
Liczni goście odwiedzający Jima stawali zwykle w obliczu zaskakującego wyzwania. W otoczeniu setek książek przenikliwy gospodarz witał przybyszy słowami: „Wybierz obojętnie którą książkę, zacytuj fragment, a ja podam Tobie autora i jej tytuł”. Nigdy się nie pomylił!
Schopenhauer, Nietzche, Edgar Alan Poe czy Jack Kerouac – cytowani byli nadzwyczaj często, a erudycja Morrisona zasługiwała na ogromny szacunek. Pytanie na dziś brzmi zatem: ile czyta statystyczny Polak? Książek, niekolorowych – bazujących na ogłupianiu ludzi – czasopism?
Znam osoby, które od lat nie przeczytały ani jednej książki, zamieniając literaturę drukowaną na wirtualną. Wiedzę czerpią z Internetu. Jednak argumenty o zbyt wysokich cenach książek zniechęcających do zakupu, jakoś nie do końca mnie przekonują. Może warto przypomnieć sobie o istnieniu takich miejsc jak biblioteka? Czytanie bez obciążeń finansowych jest doskonałą formą spędzania wolnego czasu.
Niestety, nie czytamy zbyt wiele, nudne to zajęcie. Bolą nas oczy, nie potrafimy się skoncentrować, poza tym – tekst niestety nie rusza się i w ostatecznym rozrachunku wybieramy telewizor, tablet czy inny smartfon. Te przedmioty użytku codziennego wydają chociaż odgłosy, prawda?
Kampania pod tytułem: „Nie jestem statystycznym Polakiem, czytam więcej niż jedną książkę rocznie”, zakrawa na ponury żart i jest smutnym podsumowaniem ery, w której żyjemy. Czytanie dawno wyszło z mody, preferujemy inne rozrywki. Książki z kolei, w mym odczuciu, stanowiące idealny prezent na każdą okazję, odchodzą w zapomnienie…
Spokojnego weekendu. I miłej lektury, niekoniecznie tego felietonu.


Sebastian Piątkowski