Na dalekiej Ukrainie

Nadzwyczaj urodzajne ziemie Ukrainy, które mogły być spichlerzem Europy, w XVI stuleciu były bardzo słabo zaludnione, co było efektem wiekowego sąsiedztwa z Tatarami. Ponoć po przejściu Hunów nawet trawa nie chciała rosnąć, to na trasach wypraw tatarskich na stepie szerokim tylko trawa rosła, a nikt nie miał szans na uprawę roli. Na urodzajnym stepie nie było miejsca dla ludzi którzy chcieli orać, siać, kosić. Ukraina formalnie należała do Wielkiego Księstwa Litewskiego, a Litwini nie pozwalali na osiedlanie się koroniarzy w granicach księstwa. Sytuacja uległa zmianie po roku 1569, gdy Zygmunt August chcąc zmusić możnowładców litewskich do unii (unia lubelska), przyłączył Wołyń i Ukrainę do Korony i od tego czasu, gdy król uzyskał możliwość nadawania olbrzymich, często pustych terenów magnatom polskim, zaczęło się zasiedlanie tych urodzajnych ziem. Kolonizatorami Ukrainy byli magnaci polscy i ruscy, których stać było na utrzymanie prywatnych wojsk i zapewnienie bezpieczeństwa osadnikom. Ziemie otrzymywała również szlachta jako wynagrodzenie za służbę królowi i Rzeczpospolitej. Puste ziemie nie przynosiły dochodów, potrzebny był chłop z pługiem, sierpem i kosą, a o niego było trudno. Pamiętajmy, że od końca XV wieku chłop był przywiązany do ziemi i bez zgody pana nie mógł opuścić wsi. Jeżeli uciekł, to właściciel miał prawo ścigać go na terenie całego państwa przez jeden rok. Uciekinierowi w sukurs przychodził magnat obdarowany pustkami na wschodzie. Przygarnął chłopa i ułatwił transport do swoich dóbr, nie troszcząc się wiele pretensjami szlacheckiego jednowioskowego szaraka. Dla zobrazowania potęgi i możliwości ukrainnych latyfundystów, wywodzących się ze wzbogaconych nadaniami królewskimi polskich magnatów jak i starych, ruskich rodów kniaziowskich zwanych „królewiętami”, podam kilka przykładów. Jan Zamojski, założyciel ordynacji zamojskiej o powierzchni 3830 km2, a wraz z królewszczyznami rozsianymi po całej Rzeczpospolitej, posiadał ponad 11 tys. km2. Dla porównania powierzchnia powiatu kłodzkiego wynosi 1643 km2. Dla Jeremiego Wiśniowieckiego na dochód roczny w wysokości 600 tys. zł pracowało 230 tys. chłopów – to nieco więcej niż liczą powiaty kłodzki i ząbkowicki razem. Roczny budżet Rzeczpospolitej wynosił około 12 mln. Wszystkich przebijał książę Ostrogski, właściciel i dzierżawca latyfundium o powierzchni przekraczającej 20 tys. km2 – 28 miast i 650 wsi (woj. dolnośląskie 19947 km2). Chłopi-przybysze dostawali ziemię, a ponadto zwolnienia z pańszczyzny i innych opłat nawet do 30 lat. Dzięki takiej polityce, na przełomie XVI i XVII wieku, zaludniły się ziemie Ukrainy do linii Bracław, Humań, Czehryń i Łubny na Zadnieprzu. „Królewięta” dysponujący kilkutysięcznymi wojskami prywatnymi zapewniali osadnikom bezpieczeństwo, ale też prowadzili własną politykę, nie zawsze zgodną z interesami państwa. Organizowali prywatne wyprawy na państwa ościenne (na Moskwę, na Mołdawię czy Wołoszczyznę), za co rachunki płaciło państwo. Na sejmach teoretycznie decydowali posłowie, teoretycznie wybrani przez sejmiki, a tak naprawdę decydowali możnowładcy, owi „królewięta” (do tego wrócimy). Pokorny chłop znad Wisły giął kark przed jaśnie panem, rosił potem jego ziemię i regularnie oddawał proboszczowi dziesięcinę, niepokorny uciekał na Ukrainę. Po 20/30 latach wolnizny znowu został zaprzęgnięty do pańszczyzny i wielu się z tym pogodziło, ale co bardziej rogate dusze – nie, tacy szukali wolności na Dzikich Polach, czyli na terenach za dnieprowymi porohami, tzw. Zaporożu. Tam były ziemie niczyje, na których gonił Kozak Tatarzyna. O Tatarach pisałem już wiele, teraz przychodzi pora na Kozaczyznę. Kozak, pomijając wszelkie encyklopedyczne wyjaśnienia, to oczajdusza i rebeliant, zbiegły chłop pańszczyźniany, ścigany wyrokami sądowymi szlachcic jak i szukający przygód i sławy magnat (Dymitr Wiśniowiecki, zwanym Bajda, Samuel Zborowski). Narodowość Kozaków to pełny przekrój etniczny Europy środkowej i wschodniej, ale dominował język ruski i wyznanie prawosławne. Genezę kozaczyzny łączy się zwykle z sezonowymi migracjami, osiadłych na Ukrainie chłopów, którzy wiosną ruszali w dół Dniepru na Zaporoże, kuszeni przez niezwykłe bogactwa naturalne tego niezaludnionego kraju, gdzie można było polować, łowić ryby i z tym dobytkiem wracać na zimę do chutoru czy miasteczka. Władza państwowa tam nie sięgała, a widoki na bogate łupy z wypraw na ziemie sułtańskie wabiły rogate dusze zaludniające Ukrainę. Ciągnęły ich Dzikie Pola i rozrastające się kozactwo.
cdn.

Stanisław Łukasik

Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<