Bitwa warszawska – ostatni akt dramatu

Rocznica Bitwy Warszawskiej skłania do snucia rozważań. Święto niepodległości Polski obchodzimy 11 listopada, uznając dzień podpisania rozejmu – kończącego działania wojenne na froncie zachodnim – za główną przesłankę umożliwiającą odrodzenie państwa polskiego. Zależność tych zdarzeń nie podlega dyskusji. Należy pamiętać, że niepodległość Polski to nie był akt jednorazowy, a raczej wieloaktowy dramat zakończony w 1923 roku, gdy Rada Ambasadorów państw sprzymierzonych ostatecznie zatwierdziła granice Drugiej Rzeczpospolitej. Preludium tego dramatu stanowiły działania polskich organizacji niepodległościowych w Galicji na początku XX wieku. Utworzony we Lwowie w 1908 roku z inicjatywy Józefa Piłsudskiego – Związek Walki Czynnej, miał przygotować kadry kierownicze dla przyszłego powstania w zaborze rosyjskim. W pierwszej odsłonie dramatu widzimy wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej z krakowskich Oleandrów do Kongresówki 6 sierpnia 1914 roku, dla zorganizowania powszechnego powstania przeciwko Moskalom. Akcja zakończyła się porażką. Powstanie nie wybuchło, więc strzelcom pochodzącym z Galicji groziło wcielenie do armii austriackiej, a obywatelom Kongresówki internowanie. Ratunek przyszedł ze strony Naczelnego Komitetu Narodowego (Władysław Sikorski, Włodzimierz Zagórski), który uzyskał zgodę Austrii na utworzenie Legionów Polskich. Odsłona druga, to udział legionistów w walkach z armią rosyjską, gdzie często dochodziło do walk bratobójczych, ponieważ w armii carskiej walczyło ponad milion Polaków z zaboru rosyjskiego. W akcie drugim obserwowaliśmy zabiegi mocarstw wojujących o pozyskanie polskiego rekruta i związane z tym obietnice przyznania Polakom prawa do niepodległości, aczkolwiek niepełnej. Pozytywnym skutkiem tych obietnic było umiędzynarodowienie sprawy polskiej i wykrystalizowanie się postaw polskich obozów politycznych. NKN i komenda legionów tworzyły polski korpus posiłkowy tzw. Polnische Wehrmacht, Narodowa Demokracja z Romanem Dmowskim pokładała nadzieję w zwycięskiej Entencie i prezydencie Wilsonie. Po rewolucji w Rosji, Józef Piłsudski odkrył karty wobec Niemiec i postawił jasno sprawę niepodległości Polski, co przypłacił uwięzieniem na 16 miesięcy. Akt trzeci to prawdziwy cud nad Wisłą, gdy 10 listopada, na dworcu wileńskim wysiadł z pociągu człowiek w szarym, legionowym mundurze i bez przemocy, ale też bez wyborów został dyktatorem, któremu podporządkowały się miliony Polaków, a w kilka miesięcy później został jednogłośnie wybrany przez sejm Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem. „Za jedną rzecz ten człowiek był witany, za jedną rzecz, powtarzam mógł on mieć prawo moralne do zajęcia tego stanowiska, za to, moi panowie, że nosił ten mundur, za to, że był Komendantem I Brygady” (J. Piłsudski „Pisma”, t. VI). Obozy polityczne w odradzającej się Polsce były bardzo podzielone, a jednak w obliczu zagrażających niebezpieczeństw potrafiły wspólnie walczyć. Na konferencji w Wersalu interesów Rzeczpospolitej bronili: Roman Dmowski i premier Ignacy Paderewski, a o granice wschodnie w roku 1919 skutecznie walczyła młoda armia polska pod komendą Józefa Piłsudskiego. Wielkim finałem było zwycięstwo nad bolszewikami w sierpniu 1920 roku. Bez tego zwycięstwa czekałyby Polaków długie lata sowieckiej niewoli. W tym miejscu pozwolę sobie na pewne przypomnienie. W 331 roku p.n.e. Macedończycy pod wodzą Aleksandra Wielkiego rozgromili Persów. W 216 r. p.n.e. Kartagińczycy pod wodzą Hannibala pokonali Rzymian pod Kannami, w 1805 roku Francuzi pod dowództwem Napoleona rozbili pod Austerlitz wojska rosyjskie i austriackie, w 1920 roku wojska polskie pod dowództwem Józefa Piłsudskiego rozgromiły Armię Czerwoną w bitwie nad Wisłą. Przypomnienia te dedykuję wszystkim odbrązawiaczom Józefa Piłsudskiego, negującym rolę Marszałka w zwycięskiej bitwie nad Wisłą.

Stanisław Łukasik

Pozostałe felietony Stanisława Łukasika >TUTAJ<