Wojowniczka Wiola

W nocy 1/2 grudnia odeszła Wioletta Wojtoń, wspaniała kobieta, o której pisaliśmy w maju br. na łamach „Noworudzianina”. Wówczas opowiadała o swoich zmaganiach z chorobą, o walce, o trudnościach, ale i o swojej pasjonującej pracy za którą tęskniła, o wielu życzliwych osobach, które jej pomagały, o tym jak postrzegała świat przez pryzmat choroby i jak drogocenna jest każda chwila, którą starała się jak najlepiej przeżyć. Ona sama, mimo ciężkiej choroby nie ustawała w pomaganiu innym. Nie poddała się, czynnie uczestniczyła w życiu społecznym. W maju została wybrana sołtyską Krajanowa. Był kiermasz, piknik charytatywny i inne inicjatywy dzięki którym gromadzono środki potrzebne na zakup drogich leków. Jej siła i determinacja były niesamowite.

Zebrane myśli i wspomnienia najbliższych i przyjaciół Wioletty Wojtoń
– Nikt nie wierzył w chorobę Wioli bo tak naprawdę ona tego nie pokazywała. Ona walczyła, pokazywała, że jest silna, twarda i da sobie radę z tą okrutną chorobą. Zawsze była piękna, dbała o siebie. Nie chciała żebyśmy wiedzieli? Trudno o tym mówić… ciągle myślimy, że wciąż tu jest, że zaraz zadzwoni, że niebawem ją spotkam, że za chwilę wróci… Już w maju była w ciężkim stanie. Ludzie często wówczas się załamują i umie-rają a ona trwała, walczyła, cały czas mając nadzieję. Brała czynny udział w pikniku i kiermaszu zbierając pieniążki na ocalenie swojego zdrowia. Cały czas walczyła, biegała, szukała sponsorów, robiła zakupy, po nocach z mamą robiła fanty i losy na piknik, chorągiewki ozdobne… Brała swój los w swoje ręce.
– We wrześniu było już bardzo ciężko. Miesiąc później jechałam po coś, co jeszcze miałoby jej pomóc. Taką miałam nadzieję. Ona widząc, że walczę nie chciała mi odbierać tej nadziei, choć widziała światełko, to nadzieja zmieniała się w bezradność postępującej choroby. I tak jak ja, mieli wszyscy przyjaciele, najbliżsi… Nieśli pomoc która obracała się w bezradność. Niekończącą się bezradność… Bardzo często wspominała wszystkim bliskim, że bardzo by chciała podziękować doktorowi Stępkowskiemu i całemu oddziałowi, personelowi szpitalnemu za opiekę, wsparcie i pomoc w walce z chorobą. Wiola bardzo broniła się przed pójściem do szpitala, ale postępująca choroba niestety podjęła za nią decyzję. Doktor wraz z personelem bardzo pomogli Wioli, gdzie inne instytucje odmawiały już pomocy. Bardzo była za to wdzięczna. Bardzo wdzięczna jest za to cała rodzina, mąż z córką, rodzicami i najbliższymi. Wielkie DZIĘKUJEMY!

– Wiola również pragnęła abyśmy się zjednoczyli i zawalczyli o nasz noworudzki szpital, żeby został, żeby był. Mimo iż nie jest duży i niewiele pozostało. Kiedy Wiola leżała tutaj, odwiedzaliśmy ją pielgrzymkami. Wszyscy mogliśmy z nią być, wspierać ją, rozmawiać, przytulać i w końcu pożegnać się. Gdyby Wiola leżała gdzieś dalej, w Kłodzku czy Polanicy, nie mielibyśmy takiej możliwości, żeby być z nią codziennie. Bardzo chciała aby ten problem jakoś rozwiązać.
– Każdego, kto przychodził łapała za rękę, mocno ściskała, żeby podziękować, żeby wyrazić wdzięczność. Wszyscy przychodzili bo tak bardzo ją kochali, bo to była dobra osoba, pomagała wielu innym. Choć może czasem trudno było jej znosić te nieustające wizyty to wiedziała, że wszyscy chcieli w ten sposób wyrazić swój żal, przyjaźń, życzliwość, serce.
– Bezradność była najgorsza. Bezradność rodziny, najbliższych, przyjaciół. Sama opowiadała o bezradności, kiedy wspierała swojego chorego przyjaciela, który już leżał i nie wstawał. Kazała mu walczyć, wstać ale kiedy sama już leżała i nie mogła wstawać, to cisnęły mi się jej słowa na usta: wstawaj, walcz!… a ona powiedziała – już go rozumiem. Wówczas wiedziała, co on czuł. To może zrozumieć tylko ktoś, kto cierpi, kto sam to przeżywa. Głowa by chciała, ale ciało odmawia posłuszeństwa – mówiła.
– Nasze działania charytatywne dla Wioli zjednoczyły wiele osób. Wszyscy chcieliśmy być dobrzy, czynić dobro, pomóc. Na wiele sposobów. To były najpiękniejsze dni.
– Wiola chciała podziękować wielu osobom, którzy ją wspierali, nie tylko finansowo. Dobrym słowem, obecnością, jakąkolwiek pomocą.
– Wiola wraz z najbliższymi chciała również podziękować ks. Tadeuszowi Dudzie z parafii w Świerkach, który pod swoją opieką ma również kościół w Krajanowie z którego pochodzi Wiola…. za dobre słowo i wspieranie rodziny. Wdzięczność należy się również siostrom zakonnym z DPS-u w Ludwikowicach Kł.
– Chciała przekazać innym chorym, że każda chwila jest ważna. Kiedy mamy tak mało czasu… Ona chciała jeszcze tak wiele zrobić, ale niestety nie było takiej możliwości. Dlatego wykorzystywała każdy moment, doceniała każdą daną jej chwilę…
– To Ona nas wspierała. Podtrzymywała nas na duchu, leczyła nasze dusze. Kiedy brakowało nam sił, motywacji ona nas wspierała najbardziej choć to przecież ona potrzebowała pomocy i wsparcia.
– Była szczęśliwa widząc, ile osób jest życzliwych i chce jej pomóc. Każdy wspomina dzień w którym szła ulicami w pięknej, czerwonej, kwiecistej, długiej sukni, niczym anioł którego unosił wiatr z ciepłym, spokojnym uśmiechem, szeptającym… Jest wszystko dobrze, jest nadzieja, jest pięknie… Tak ją wszyscy zapamiętali…zapamiętają.
– Nie robiła z siebie ofiary, nie lubiła rozmawiać o swojej chorobie i problemach, nie narzekała niepotrzebnie co często my robimy, nawet kiedy nic nadzwyczajnego złego nam się nie dzieje.

To nie jest koniec
Nie brakuje łez wzruszeń, które wszystkim towarzyszą, ale już teraz widzimy, że nie wszystko się kończy. Skończyło się cierpienie Wioletty Wojtoń i jej zmagania z chorobą. Była osobą wierzącą a dla wierzących śmierć to nie koniec, a jedynie brama do lepszego życia. Również tutaj nie kończy się to, co grupa ludzi robiła dla Wioli, Patryka i innych, których już z nami nie ma.
– Nadal jest czynny Komitet Społeczny, tym razem pod patronatem Wioli – mówi Sylwia Zając. – Jeżeli ktoś z Nowej Rudy i okolicy potrzebuje na ten moment naszego wsparcia, prosimy żeby się zgłosił bezpośrednio do nas, czy też za pośrednictwem redakcji „Noworudzianina”. Prosimy żeby się nie wstydzić, nie czekać. Każda chwila jest cenna. Chętnie podejmiemy działania, poświęcimy każdą swoją wolną chwilę, zorganizujemy piknik czy inną formę zbiórki niezbędnych funduszy. Postaramy się wesprzeć w ten czy inny sposób. W zależności od potrzeb. My po prostu pomożemy. Komitet Wioli nadal istnieje i działa. Ona tego chciała. Ona nas zjednoczyła, żebyśmy dalej pomagali. Ona ciągle z nami jest, chciała bardzo pomagać ludziom, była wdzięczna za każdą pomoc, a my z miłą chęcią pomożemy – dodaje.

– Wielka, najpotężniejsza, najpiękniejsza Wojowniczka… Dziękuję w imieniu wszystkich, że pozwoliłaś nam walczyć u Twego boku… Nauczyłaś nas nie tylko walki ale spokoju, wiary i siły przetrwania.
Komitet społeczny, przyjaciele, najbliżsi, rodzina

– Jestem dumna, że mogłam być przy jej boku w walce z chorobą. To dla mnie bardzo ważne, czuję się zaszczycona, że pozwoliła mi być. Nie jestem doskonała. Pokazała mi, że mój problem, kogoś innego problem, brak pieniędzy i wiele innych problemów na które narzekamy, to żadne problemy. Musimy pomyśleć, że ktoś teraz, w tym momencie, może stracić ukochaną osobę.

Carpe diem… chwytaj dzień, każdą chwilę. Odłóż smartfona, wyłącz telewizor, komputer, tablet… nie daj się zwariować przed świętami, to nie porządki ani zakupy są najważniejsze… spotkaj najbliższych, którzy choć często tak blisko Ciebie, są samotni, cierpią, milczą, umierają, potrzebują Twojej pomocy, a czasem tylko dobrego słowa, uśmiechu… coraz starsi zaczynamy dostrzegać, że przy wigilijnym stole ubywa naszych bliskich… bo wyjechali, odeszli na zawsze z tego świata… spieszmy się kochać ludzi, spieszmy się być z nimi, nie odkładajmy na potem… czas jest nieubłagany, nieprzekupny…

Str. 7 w numerze 409 tygodnika „Noworudzianin” dostępnym w archiwum.




Numer 409
20 grudnia 2019 r. – 9 stycznia 2020 r.

Pobierz tutaj (pdf)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *